niedziela, 22 grudnia 2013




Co kryje świąteczne drzewko.

Wreszcie po latach udało mi się zrealizować moją wizję na ekologiczną "choinkę" (żywych drzewek mi żal, a sztucznych nie lubię). Ekologiczną i w formie dość ascetyczną, choć stworzenie jej nie było wcale takie proste, jak mogłoby się wydawać.  
Najpierw przywieźliśmy z lesistego wąwozu w Lerderderg wielką, suchą gałąź, a następnie kupiliśmy donicę, którą trzeba było czymś wypełnić i obciążyć. Tak więc ponownie pojechaliśmy do Lerderderg na nocny połów kamieni z rzeki - nocny i potajemny, bo miejsce to należy do parku narodowego. (W tym momencie ekologiczność przedsięwzięcia staje się wątpliwa...) Kiedy już umocowałam gałąź w w donicy, pobieliłam ją farbą - w tęsknocie za polskim szronem i śniegiem, udekorowałam lampkami i pierniczkami, nagle zjawili się nieoczekiwani, świąteczni goście - gałąź poczerniała... Została opanowana przez stado mrówek, które zaczęły wypełzać, mnożyć się z wnętrza pnia, skuszone słodkim aromatem pierników. Prędko popędziliśmy do sklepu po środek antymrówkowy. Spryskałam nim drzewko, niestety wraz z kilkoma ciasteczkami, do których zaczęły dobierać się mrówki. Piotr patrzył na to z wielkim smutkiem, bo odkąd kupiliśmy pierniczki, żył marzeniem, że gdy tylko skończy się okres świąteczny, będzie mógł skonsumować choinkowe ozdoby. Insekty wytępione. No, prawie - czasem jeszcze pośród gałązek pojawi się pojedyncza mrówka. Z tego względu w te święta pod naszym christmas tree, zamiast prezentów, będzie stała butelka niezbędnego, owadobójczego specyfiku, który ochrzciłam Anty Ant. 
Ostateczny efekt wart był tych wszystkich wysiłków - mamy w domu świąteczny, "mroźny" akcent, namiastkę polskiej, bożonarodzeniowej atmosfery, gdy za oknem palące słońce i trzydziestostopniowy upał. Na Wigilię wyjeżdżamy wypocząć na słonecznych plażach wschodniego wybrzeża. A po świętach zapraszam na kolejne odcinki mojego meksykańskiego tasiemca. Wesołych Świąt!









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz