wtorek, 14 stycznia 2014



Objawienia lata.

No i mam to, czego chciałam i na co czekałam! Przez cały grudzień nudziłam Piotra, pytałam, kiedy wreszcie odczuję na własnej skórze, że Australia jest krajem znacznie cieplejszym od Polski, kiedy wreszcie będziemy gorącymi wieczorami przesiadywać w ogrodzie, kiedy nagrzeje się woda w oceanie. Przez ostatnie dni Melbourne opanowały ponad 40-stopniowe, duszne, wrzące, lepkie upały. Z tego względu na czas morderczych temperatur przeniosłam swój komputer z "pracowni" do "salonu" - jedynego, klimatyzowanego pomieszczenia w naszym domu. (Oba pokoje stawiam w cudzysłowie, bo temu "salonowi" do salonu daleko, a mojej "pracowni" do prawdziwej pracowni artystycznej jeszcze dalej. Ale przecież wszystko przed nami.)






















W zeszłym tygodniu przetrwałam dwa gorące dni w kojąco klimatyzowanym warsztacie fortepianowym - miejscu pracy Piotra. Piotr przeprowadza gruntowną renowację starego, niemal stuletniego fortepianu i zatrudnił mnie do pomocy - do malowania napisów na ramie fortepianu.



Zwykle wieczorami, po pracy, wybieramy się na przejażdżki w obrębie Melbourne - po wytchnienie i ochłodę. Na przykład na wybrzeże, gdzie powiew chłodnej, oceanicznej bryzy pozwala na chwilę odetchnąć od upału. Kilka dni temu wybraliśmy się popływać w rzece w wąwozie Lederderg. Gdy o zachodzie słońca wyjechaliśmy po za obrzeża miasta, tuż przed wjazdem do małego miasteczka Bacchus Marsh, ujrzałam przez okna samochodu malownicze, zielone wzgórze, na którego szczycie z daleka dostrzegłam miniaturową dzwonnicę maleńkiej kapliczki, stylem przypominającej śródziemnomorską architekturę sakralną. Na ten widok od razu nałożyło się wspomnienie z naszej przedślubnej podróży do Grecji, wspomnienie cudnej kapliczki, stojącej na stromym wybrzeżu nadmorskiego miasteczka Fokea:
Na cóż ja naiwna liczyłam? Na nastrojowe zdjęcia australijskiego pejzażu z motywem starej, romantycznej kapliczki? Tu, w Australii? Gdy dojechaliśmy do wzgórza, okazało się znajduje się tam całe sanktuarium maryjne, sanktuarium kapliczek wielu narodów. W Australii wszystko jest wielkie, wszystko robi się z wielkim rozmachem. Chciałam kapliczki - to mam, ponad 20 różnych kapliczek, w różnych kształtach i w różnych stylach, rozsianych po całym zboczu, połączonych siecią dróżek. No, przecież powinnam zapałać sentymentem do tego europejskiego akcentu na dalekiej obczyźnie, przecież powinny odżyć we mnie dziecięce wspomnienia ze spacerów po malowniczych dróżkach w Kalwarii Zebrzydowskiej... Niestety tutejsza architektura sakralna nie dość, że jest nieudolnie stylizowana na starodawną, na europejską, to jeszcze odznacza się bardzo wątpliwą wartością artystyczną. Podobnie jak rzeźby straszące przy dróżkach.


Dobrze, że po takim objawieniu mogliśmy ochłonąć w chłodnych wodach górskiej rzeki. Tak oto nurzałam się w ciemności i w bladym świetle księżyca. Przez te upały rzeka, dotąd wartka i przejrzysta, rozleniwiła się, stanęła, zamieniła się w mętne bajoro. Całe szczęście więc, że nic nie było widać - że nie widziałam, w jakim żurku się zanurzam.
W niedzielę pojechaliśmy do lesistego parku narodowego You Yangs. Oto obraz upalnego lata w australijskim lesie - suche, bezlistne eukaliptusy wciąż pamiętają ogromny pożar sprzed kilku lat.

Spierzchnięta ziemia na dnie wyschniętego jeziora.
Ale w głębi lasu, który świetnie potrafi izolować się od wysokich temperatur, kwitną żywe kolory.
W dolinie rzeki Little River, na tle wypłowiałej zieleni rosną, mnożą się fioletowe akcenty: krzewy obsypane małymi, puszystymi kuleczkami, wielkie, kolczaste osty, maleńkie, fiołkopodobne kwiatuszki - wszystkie w zbieżnej tonacji kolorystycznej.






Latem eukaliptusy zrzucają skórę.

Idąc przez las, Piotr nagle przystaje, wbija wzrok w kolumnadę niskich drzewek o gołych, prostych, szarych pniach i mówi:
- Wiesz, wydawało mi się, że widzę tam kangury...
- Bo widzisz. - odpowiadam, wybuchając głośnym śmiechem.
I wtedy, jak na komendę, skamieniałe sylwetki kangurów, udających drzewa, ożywają i prędko kic kic kic w gąszcz lasu.
A tu znowu kangury, ale już na pastwiskach, kradnące owcom trawę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz