czwartek, 2 stycznia 2014




Meksyk żywych i umarłych (część 3 z 7)

Dzień 3. Z duchem Fridy.
                Zmierzając przez dzielnicę Coyoacán w kierunku Muzeum Fridy Kahlo, skracamy sobie drogę przez park pełen soczystej, zdziczałej zieleni. W centrum Meksyku, które mimo, że jest zatłoczone i zgiełkliwe, znajduje się wiele dużych, pięknie rozplanowanych parków, gdzie można ukryć się w cieniu wysokich, bujnych drzew i ochłodzić się przy wielkich, dekoracyjnych fontannach. Szukając wytchnienia od zgiełku miasta, można też udać się właśnie do Coyoacán, dzielnicy oddalonej o 10 km od centrum, która cała jest park – cicha, spokojna, zielona. Znacznie różni się ona od pozostałych części miasta – to zabytkowa, willowa dzielnica, gdzie przy urokliwych, brukowanych uliczkach stoją wytworne, kolonialne rezydencje o kolorowych ścianach, porośniętych bluszczem. Coyoacán uważane jest za miejsce o artystycznej tożsamości – od lat 20. XX wieku, kiedy zamieszkiwało je wielu znanych artystów – malarzy, pisarzy, poetów, filmowców, dzielnica stała się ośrodkiem działalności meksykańskiej bohemy.
            W parku obskakuje nas stadko oswojonych wiewiórek. Szczęśliwym trafem mamy przy sobie jabłka i orzeszki pistacjowe. Małe, ruchliwe zwierzątka o rudych, brązowych i czarnych futerkach zachłannie wyrywają smakołyki prosto z naszych dłoni. Jedna z nich wspina się po plecach Piotra i zaczyna bezczelnie szperać w otwartym plecaku, rozszarpując worek z kanapkami. Dzielimy się naszym prowiantem z wiewiórkami, a te w zamian za to pięknie pozują do zdjęć.        
Nagle Piotr, spojrzawszy na zegarek, przerywa zabawę:
– Lepiej  już chodźmy, musimy byś u Fridy na 14.00.
– Masz rację. – odpowiadam – Wiesz, jaki Diego jest porywczy. Zdenerwuje się, jeśli się spóźnimy.
            Na temat Muzeum Fridy Kahlo, na portalu TripAdvisor, wśród podróżniczych porad, przeczytałam zdanie: „Jeśli jesteś fanem Fridy, koniecznie musisz odwiedzić to miejsce.”. Mogę dodać od siebie, że muzeum poświęcone życiu i twórczości najpopularniejszej, meksykańskiej malarki, znane również jako La Casa Azul – Niebieski Dom, niczym specjalnie nie zaskoczy prawdziwych miłośników sztuki Fridy Kahlo. Przejść przez pokoje, w których Frida wychowała się i spędziła ostatnie lata swojego życia, ma – jak myślę – bardziej sentymentalne znaczenie. Można tu przyjrzeć się z bliska przedmiotom i kolorom, którymi Frida uwielbiała się otaczać. Wiele z tych charakterystycznych, „fridowskich” motywów fani artystki mogą znać, nie tylko z malarstwa i fotografii, ale również z biograficznego filmu „Frida”, w którym wykorzystano oryginalne akcesoria i stroje Fridy, a także ukazano w artystycznych kadrach wnętrza La Casa Azul wraz z malowniczym ogrodem, położonym w kobaltowym dziedzińcu domu. Choć dzisiaj miejsce bardziej znane jest pod nazwą  Museo Frida Kahlo, a nie – jak dawniej – Niebieski Dom, muzeum zostało tak zaaranżowane, jakby Frida z Diegiem wciąż tu mieszkali i pracowali. Wystrój wnętrz, w których wciąż stoją oryginalne meble i sprzęty codziennego użytku, na każdym kroku przejawia artystyczną tożsamość i estetyczne upodobania mieszkańców. Wszystkie pokoje pełne są rodzinnych pamiątek, fotografii i książek, meble i ściany po brzegi wypełnia bogata, osobista kolekcja dzieł sztuki - rzeźb i obrazów. Znaczna z nich część to zbiór prekolumbijskich artefaktów – glinianych figurek, masek, ceramicznych naczyń, które dla Fridy i Diega miały szczególne znaczenie – były atrybutami ich meksykańskich korzeni. Podobnie jak stroje Fridy – barwne, ludowe suknie czy wystrój wnętrza kuchni, urządzonej w tradycyjnym meksykańskim stylu – udekorowanej kolorową ceramiką. Wszystkie te przedmioty są wizytówką poczucia przynależności do meksykańskiego ludu, które Frida zawsze wyraźnie podkreślała w swoim życiu i twórczości. Prawdziwe sanktuarium artystki znajduje się na piętrze, tu – w pracowni malarskiej – przed masywnymi, drewnianymi sztalugami stoi wózek inwalidzki, a obok na komódce przybory – paleta, bukiet pędzli, słoiczki z kolorowymi pigmentami oraz najważniejszy element w tym malarskim ołtarzyku  – lustro. Wyjątkowa chwila i przedziwne uczucie – przejrzeć się w nim i pstryknąć sobie fotograficzny autoportret, wiedząc, że to samo lustro służyło Fridzie jako „zwierciadło duszy”.
            Całe to barwne, specyficzne dla Fridy, wyposażenie domu raz jeszcze przypomina mi, za co naprawdę cenię tę artystkę, a także na czym polega jej fenomen, jej światowa popularność, która nawet przyćmiła sławę męża, wybitnego malarza Diega Rivery. Frida Kahlo należy do tych twórców, których indywidualność artystyczna, nie przejawia się jedynie w sztuce, ale w całym życiu. Frida wyrażała swój światopogląd i artystyczne idee w każdym aspekcie swojego życia – poprzez to, co głosiła i co pisała, jak się ubierała i z kim nawiązywała przyjaźnie. W ogóle powszechnie uważa się, że artysta to synonim indywidualisty, że artyści wyróżniają się nie tylko przez to, co tworzą, ale również przez to, że słyną ze swych niebanalnych i burzliwych życiorysów. Frida zaś wyróżnia się spośród innych artystów tym, że w swych życiowych i artystycznych dążeniach była niezwykle spójna, konsekwentna i bezkompromisowo szczera. Nawet, gdy wyjechała do Europy i znalazła się w centrum życia paryskiej bohemy, nie zachłysnęła się europejskością, zapozowała do zdjęć do francuskiego Vogue’a w swym tradycyjnym, meksykańskim stroju. Dla mnie życie i twórczość Fridy jest najczystszą formą ekspresjonizmu. Choć jej malarstwo, przez wzgląd na styl, klasyfikowane jest jako sztuka folkowa czy nawet prymitywna, to jednak poruszane przez artystkę tematy w jej obrazach, zwłaszcza w autoportretach, jasno wskazują, że istotą tej twórczości jest ekspresja czyli wyrażanie uczuć. Frida nigdy nikogo nie udawała, poprzez swoje malarstwo szczerze, a czasem i brutalnie, mówiła o swoich bólach psychicznych i fizycznych. Przez całe swoje życie walczyła z cierpieniem i trudnościami wynikającymi z jej kalectwa. A jednak, mimo swojego krótkiego życia (zmarła w wieku 47 lat) wykreowała swój charakterystyczny, barwny wizerunek, nasycony duchem meksykańskich tradycji, który trwale zapisał się w światowej historii sztuki i do dziś funkcjonuje w popkulturze.
            Po zwiedzeniu muzeum udajemy się na do kawiarenki, znajdującej się w dziedzińcu Niebieskiego Domu. Zasiadamy na zewnątrz, gdzie pod cytrynowym drzewem stoją żółte krzesła i stoliki. Świętujemy wigilię Día de los Muertos, popijając mrożoną kawą słodkie bułeczki, upieczone specjalnie z okazji zbliżającego się święta – udekorowane motywem pająka, ulepionego z ciasta.















 c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz